Od samego rana Emilii uśmiech nie schodził z ust. Wyjrzała przez okno, a widok miała przepiękny. Wysokie góry z soczyście zielonymi lasami na powitanie kłaniały się z daleka.
Przed nią pracowity dzień. Tego dnia postanowiła zostać ogrodniczką.
Miała taką swoją ulubioną grę, każdego dnia wybierała inną pracę i każdą czynność nazywała, jak chciała. Dziś ogrodniczka, innym razem gospodyni, a jeszcze innym tancerka, bo życie sprawiało jej ogromną radość, a wymyślanie nowych znaczeń było nader zabawne. Na przykład „gospodynię”, nazwała „mistrzynią ręcznie malowanego fartucha”. „Praczka”, to po prostu „mokra pani”. Ogrodniczka też miała swoje różne nazwy, od lilii, przez stokrotki, aż po róże.
Dziś była Różą… Myśli ze spokojem malowały kolorowe obrazy w jej głowie. Świat pełen różnorodnych barw i fikuśnych kształtów. Czyżby układały się w wiosenny wianek?! O tak!
Weszła do kuchni, pełnej suszonych kwiatów i ziół. Tańcząc, ominęła delikatnie stary, ale pięknie odnowiony kaflowy piec, na którym wylegiwały się dwa puszyste koty…i z powabem zatrzymała się przy drewnianym kuchennym stole.
I gdy tak rozpływała się w tym swoim kolorowym świecie…
Wtem, nagle, znienacka na stół w kuchni wskoczyły dwa koty, czarny Kocur i rudy Bury. Zaczęły wydawać odgłosy, zgoła niepodobne do cichego „miał” kotków.
Chyba zapowiadają zupełnie inny dzionek. Mina Emilii już nie przypominała uśmiechniętego słoneczka, choć zwierzaki wszelkiej maści towarzyszyły jej od zawsze, to… tym razem zimny wiatr przeszył jej głowę, a z kwiatów pozostały jedynie szare płatki tworząc małe trąby powietrzne.
Kocur zbliżył się do Emilii i zagadnął – gdzież to się wybierasz, chyba o czymś zapomniałaś – a ze swoim wrodzonym dostojeństwem przybliżył się też Rudy – już czas, sobie przypomnieć
nasza przyjaciółko – rzekł.
Emilia, próbując ukryć swoje emocje, pod nosem, samą siebie zapytała – co się dzieje?
Kocur rozłożył się na stole kuchennym, podpierając jedną łapką głowę, skierował wzrok bezpośrednio w oczy Emilii. Przeszył ją wzrokiem i próbował jej przypomnieć o tym, o czym zapomniała – nie pamiętasz zamruczał – zapomniałaś o tym, o czym zapomniałaś…
Rudy bez ustanku krążył po stole, łagodnymi ruchami pokazując, żeby tylko nie próbowała obrócić tej sytuacji w żart, co zwykle miała w zwyczaju robić, ukrywając w ten sposób wiele swoich twarzy.
Emilia wyciągnęła dłoń, żeby go pogłaskać. Kocur się odsunął, nie pozwolił się dotknąć.
Ja chyba nie rozumiem, o czym ty do mnie mówisz Kocurze… i ty, Rudy? Od lat już mieszkamy razem. Cóż takiego zasłoniło mi pamięć?
Zatem odgadnij pewną myśl, jej sens i znaczenie, zwrócił się do niej Rudy. Masz czas do wieczora, ale pamiętaj też, że musisz zdążyć przed zachodem słońca, aby pójść jeszcze do ogrodu. Nie zapomnij też o nim. Wówczas rozwieją się twoje wszelkie wątpliwości i być może uda ci się zgłębić tajemnicę zawartą w tej myśli..
A oto myśl, zagadka.
„Dużo mówi bezustannie, pląsa, śpiewa, goni wiatr i złapać go nie może, a sercem jest daleko ode mnie”.
Kocur i Rudy oddalili się pozostawiając Emilię samą ze sobą.
Jej umysł niespokojny wciąż przywoływał różne sceny z jej życia. Te miłe i te mniej miłe. Pojawiło się mnóstwo pytań. Jak to się stało, że taką sielankę nagle ktoś zamienił w taką pustkę?
Czyżby radość, nie byłą radością, słońce słońcem, a uśmiech uśmiechem? – O czym zapomniałam?
Jedyne, co mogło ją teraz uspokoić, to cisza..
Róża weszła do ogrodu. Ścieżka pomiędzy kwiatami i krzewami prowadziła do drewnianej altany. To było ulubione miejsce Róży. Dołączył Kocur i Rudy otulając ją swym ciepłem. Stąd widziała cały swój czarodziejski ogród i mogła dostrzec to, co wymaga jej opieki i jej szczególnej uwagi. Bardzo powoli, z niebywałym spokojem, wzrokiem, doglądała każdą cząstkę ogrodu. Jej spojrzenie ożywiało każdy płatek i każdy listek, i każde źdźbło trawy. I nie było to tylko spojrzenie.
Ten piękny ogród był w niej…słyszała każdy jego szept i widziała go w całej swojej okazałości… i teraz był już jej pięknym dopełnieniem…i poczuła jedność ze wszystkim, co jest …z Kocurem i Rudym też…
Czyżby zrozumiała, że radość i szczęście, żeby na trwałe zagościło w jej życiu, to po prostu trzeba nim być?
Czy to jest ta tajemnica odwiecznie skrywana, a jednocześnie dobrze wszystkim znana, tylko zapomniana…?
Teraz nastały dni, kiedy nie było nazw, nic się już nie nazywało…tylko po prostu było…
A Róża jest Bezimienna…
Monika Hebda