Pociąg pospieszny wyruszył zgodnie z planem. Miał do przejechania spory kawałek, od Zakopanego, aż po Trójmiasto. Droga wyglądała tak, jak szlak górskiego potoku, wypływającego z gór, potem płynącego rzekami przez doliny, przemykając pospiesznie przez równiny, by na koniec zacumować i złączyć się z falami bezkresnego morza…
Marta sprawdziła rezerwację na bilecie i próbowała odszukać swój przedział…ale zanim dotarła na miejsce musiała przebrnąć przez trzy wagony…nie usłyszała, czy ma się udać na koniec, czy na początek pociągu… wsiadła na początku składu, więc jak się okazało, musiała się sporo cofnąć…zmachana i cała roztrzepana zobaczyła wreszcie tabliczkę, na której dostrzegła zbawienny numer jej miejscówki…
Powoli otworzyła drzwi do przedziału…Po lewej stronie, przy oknie siedziała starsza kobieta o siwiutkich włosach jak gołąbek, upiętych w niedbałego, ale za to fikuśnego koka. Miała na sobie elegancką, jasno beżową garsonkę, spod której, przy szyi, wystawał biały kołnierzyk, a na nogach szalenie urocze, jasno brązowe trzewiki…wyglądała, jak nie z tej epoki…przy niej leżał brązowy kuferek z mosiężnymi klamrami…Czytała książkę, gdy Marta wchodziła do przedziału… podniosła głowę i przywitała się, po czym pochyliła się nad swoją książką i z zapałem kontynuowała jej czytanie.
Tym czasem Marta odłożyła bagaże na półkę, powiesiła swój płaszcz i usiadła przy oknie naprzeciwko uroczej staruszki. Ze skupieniem patrzyła, jak widoki za oknem pozostają, gdzieś w tyle i pojawiają się co róż to nowe…
Spojrzała na dystyngowaną starszą panią. Przyglądała się jej z takim zaciekawieniem i tak przenikliwym wzrokiem, że kobieta aż podniosła wzrok i z promiennym uśmiechem spojrzała na Martę – dokąd pani jedzie? – spytała. Ostatnia stacja – odparła Marta. Jak ma pani na imię? – Marta. Jestem Jaśmina – rzekła – miło panią poznać. Mnie również – odpowiedziała Marta. Starsza pani zaproponowała, żeby mówiły sobie po imieniu…
Marta skierowała swój wzrok na książkę, którą czytała Jaśmina…teraz dopiero spostrzegła…ku jej zdziwieniu, książka miała białą sztywną okładkę, bez żadnego napisu, a kartki, które przekładała były bielusieńkie, bez żadnego tekstu…Ale – zaczęła Marta – ta książka… Tak – potwierdziła tajemniczo Jaśmina… Tak? – dokończyła Marta…Jaśmina poprosiła, żeby dziewczyna usiadła obok niej. Zaraz ci wyjaśnię – odparła. Tak, poproszę – przytaknęła Marta i pospiesznie przesiadła się blisko swojej niezwykle tajemniczej współpasażerki.
Dawno temu – zaczęła swoją opowieść Jaśmina – weszłam do jednej biblioteki, bardzo lubiłam czytać, chłonęłam książki, jak mało kto…wzięłam jedną do ręki, przyglądałam się bardzo ujmującej grafice na jej okładce…zamyśliłam się i…w mojej głowie pojawiło się coś wirującego, a gdy ten podmuch ustał, zobaczyłam teksty, ilustracje…nie zdążyłam otworzyć książki, a w jednej chwili poznałam jej zawartość i treść. Byłam zdumiona i trochę wystraszona. Wzięłam kolejną książkę, potem następną i następną…i cóż w ten sam magiczny sposób odczytywałam je wszystkie bezbłędnie…i jakim cudem znalazłam się potem w jednej chwili w domu, to też już nie pamiętam..
Przez kilka dni nie brałam niczego do ręki, co mogłabym przeczytać. Rozważałam, rozmyślałam,
kontemplowałam…Wróciłam do biblioteki. Historia się powtórzyła, ale tym razem przyjęłam wszystko, jako niezwykły podarunek od losu. A w mojej głowie narodził się jeszcze bardziej niewiarygodny i fascynujący pomysł. Otóż kupiłam gruby zeszyt, który miał twardą, białą okładkę, z białymi, czystymi kartkami. Taki, jaki właśnie mam przed sobą. Usiadłam w moim ulubionym fotelu i zaczęłam czytać…i tu rozpoczęła się przygoda mojego życia. Myśli tworzyły obrazy, teksty i ilustracje. Zaczęłam odkrywać rzeczy, które mi się nawet nie śniły…
A czy ja mogę spróbować? – spytała podekscytowana i przejęta Marta.
Oczywiście – przytaknęła Jaśmina. Na początek spróbujmy to zrobić razem. Jaśmina trzymała książkę, delikatnie przybliżając ją do dłoni Marty.
I proszę… na białych kartkach pojawił się szary zajączek z czarnymi oczkami, jak węgielki. Kicał to tu, to tam. Uszy zabawnie kicały razem z nim. Ale po chwili pojawił się wilk, który naostrzył kły i przygotowywał się do pościgu za zajączkiem…
Otworzyły się drzwi przedziału. Proszę bilety do kontroli – usłyszały pasażerki. W tym samym momencie Jaśmina pospiesznie zamknęła książkę, uderzają niechcący Martę, ta pisnęła bezwiednie.
Była przekonana, że kły wilka wbiły się w jej rękę. Kiedy jednak podawała bilet do kontroli, nie widziała żadnych śladów kłów…a po chwili zniknął też ból, który odczuwała jak rzeczywisty…Pan konduktor zamknął przedział i oddalił się.
Marto, spróbuj pomyśleć, o czymś pozytywnym, bez lęku i bez czarnych scenariuszy – z uśmiechem powiedziała Jaśmina.
Dobrze, spróbuję – odparła Marta. Dziewczyna była przed sesją egzaminacyjną, nie trudno było zgadnąć, co zaczęło jej chodzić po głowie. Zobaczyła siebie wychodzącą z uczelni, miała w ręku indeks, a w nim same pozytywne oceny. Spojrzała w niebo, a nad nią przeleciało kilka białych gołębi. Zagruchały radośnie i odleciały…sama dostała skrzydeł, a przynajmniej tak jej się wydawało…
W ten sposób możesz czytać siebie i innych. W zależności od tego o czym myślisz i jak myślisz. To, jak widzisz siebie, to tak widzisz też innych. Oto cała tajemnica białych kartek – podsumowała Jaśmina i ze swojego urokliwego kuferka wyjęła zeszyt z białymi sztywnymi okładkami i z białymi kartkami…i podarowała go dziewczynie.
Monika Hebda