O medytacji

Rozważmy i doszukajmy się znaczenia i sensu medytacji, której według mnie, nie da się, tak do końca zdefiniować. Każda taka próba pochodzi z myśli, a zrozumienie i jej odczucie jest ponad nią, ponad myślą. I myśl, choć twórcza, zdaje się być ograniczoną w tychże okolicznościach. Jak zatem poznać nieograniczone, jak odkryć, to co ukryte i owiane tak odwieczną tajemnicą…(?)

Ale do tego punktu trzeba jakoś dojść, choćby wiedzieć dokąd zmierzam, czemu ma to służyć i jak bardzo zależy mi na dogłębnym poznaniu siebie…bo mniemam, że o to tu właśnie chodzi…a wiedza?…a wiedza pochodzi z myśli…

a więc rozważam, rozpoznaję, odczuwam…dostrzegam…i…odkrywam…

Rozważania obejmują przyglądanie się myślom i ukrytym za nimi emocjom.. i reakcjom na nie. Poznaję mechanizmy, które w efekcie tworzą to, kim jestem i czym się w życiu kieruję i dokąd mnie to prowadzi, a to już widać gołym okiem…bo tak właśnie wygląda moje życie…

Przyglądając się temu wszystkiemu dochodzę do momentu, gdy zaczynam rozpoznawać swoje wszelkie ograniczenia…i spadają maski i zasłony opadają, jedna po drugiej…

 Czy już dostrzegam to, co do tej pory zasłaniało prawdę o mnie samej…(?!)…a jeśli tak, to czy odkrywam też to, co było zasłonięte…(?!)…możliwe…

Ale, czym są te ograniczenia?

Wszelkiego rodzaju osądzanie siebie i innych, zwykle o negatywnym podłożu, głęboko zakorzenione lęki, przywiązania i przekonania, które wywołują cierpienie, konflikty wewnętrzne – wojny z samym sobą, nie pogodzenie się z różnymi przeżyciami, wywołującymi poczucie krzywdy, żal, poczucie winy, a nawet nienawiść do samego siebie…etc..

Uświadomienie sobie własnych ograniczeń może wydawać się niezwykle trudne, ale czy tak jest w istocie (?!)…może zabrzmi to banalnie, bo słyszeliśmy, to nie raz…ale…uwierz w siebie i w swoje możliwości…

Jedno jest pewne, sama świadomość tego, pozwala mi już na bycie w innym stanie umysłu…

Rozpoznanie pozwala na pogodzenie się z tym, że to we mnie jest i powoli te myśli/obrazy stają się tylko obrazami…i już nie mają na mnie wpływu…

Nie buduję też swojej przyszłości na podstawie przeszłości, tych bolesnych przeżyć i doświadczeń.

Skupiam się na teraźniejszości i nie martwię się o przyszłość. Pozwalam sobie być, istnieć, a jutro samo się o siebie zatroszczy…

Co jest w tym, teraz”? Czy ten stan mogę już nazwać medytacją?

W dowolnej pozycji…wy-Godnie…Oddycham świadomie, obserwuję, badam, pozwalam myślom przepływać przeze mnie, a niech płyną, aż ucichną i aż poczuję ten naturalny stan swojego istnienia, ten stan umysłu bez ograniczeń…i poczuję, czym tak naprawdę jest Życie…bez żadnego wysiłku…bez określonego celu, bo życie jest celem samym w sobie…i co najważniejsze, Ono już Jest…Jestem już bezpieczna.

Czy da się to zdefiniować?!

To tylko krótki zarys tego, co jest w nas i wskazówka do osiągnięcia samospełnienia.

A co ciekawe każdy odkrywa to sam, na swój własny sposób i sam wie najlepiej, jak i co zrobić ze swoim życiem…Cała reszta, to tylko inspiracja…

Monika