Odkryj siebie.
O przenikaniu się światów.

O mnie

      Ta historia jest, jak każda inna. Nic w niej nie ma nadzwyczajnego. Jest po prostu prozaiczną historią ludzkości. Dogłębnym doświadczaniem życia, dotykającym i przeszywającym każdego z osobna do szpiku kości doznaniem.
Jednak, jeśli pozwolimy każdej z tej chwil, przyjemnej, czy mniej przyjemnej, w naszym pojęciu, zaistnieć nie sprzeciwiać się jej … dać się jej wyrazić, to szybko minie bezpowrotnie…
bo wszystko przemija, a my mamy odkryć to, co nieprzemijające…

Zanim przyszło uświadomienie.

      Budziłam się każdego ranka myśląc, że świat jest mi przychylny, że moje usposobienie wystarczy, aby żyć szczęśliwie i cieszyć się życiem. Miałam taki swój mały kodeks wewnętrzny i trzymałam się go, ale do czasu… bo świat zewnętrzny zaczął kusić i łamać przyświecające idee… i złamałam swój kodeks i Wszechświat przestał mi być przychylny, ale czy rzeczywiście mało przychylny?! Czy może dawał to, co chciałam… chciałam nie będąc świadoma oczywiście swoich myśli i ich mocy… więc dostawałam, to co dostawałam…
Nie słuchałam swojego głosu wewnętrznego, swojej intuicji, która zawsze była rozbudzona i zawsze właściwie doradzała, i zawsze była gotowa do pomocy, ale ja wybierałam inaczej. Czy dobrze, czy źle? Nie. To nie w tym rzecz. Akurat takie myślenie i taki podział dzieli świat… Chodzi o to, żeby zrozumieć, jak daleko oddalamy się od prawdy i jak daleko upadamy od samych siebie… Nie będę teraz wnikać, jakie były ku temu powody… Zawsze, ale to zawsze czynnikiem naprowadzającym i zwodniczym jest pragnienie…ale też pouczającym… a ja wybierałam, tak a nie inaczej, bo strach przed odrzuceniem był silniejszy…
Ten czas, choć równie znaczący i bolesny, nie był jeszcze kluczowym, jeśli w ogóle można tak to powiedzieć, bo dla mnie, patrząc już z innej perspektywy, każda chwila jest i ważna, i wyjątkowa, i szczególna, a dzieciństwo, które wywiera najsilniejszy wpływ na nasze dorosłe życie, prawie każdy miał traumatyczne, kiedy to wszystkie nasze talenty i zdolności sukcesywnie były tłumione, zwłaszcza te najsubtelniejsze i niezrozumiałe dla otoczenia…

      I po wielu, wielu latach przyszedł czas na podsumowanie, odrobienie lekcji i czas wielkich prób, poważnych chorób, porażek zawodowych i rodzinnych. I w ogóle zapaść we wszelkiego rodzaju relacjach… i nieoczekiwane spotkania, z wolna odsłaniającą się tajemnicą natury człowieka, jego wielowymiarowością i przenikaniem się światów widzialnych i niewidzialnych. Przyszedł moment zmierzenia się samej ze sobą…
W tym chaosie z jednej strony bolesnych zdarzeń , z drugiej zaś odkrywczych i fascynujących, pojawiło się nieznane mi dotąd odczucie i inne postrzeganie znanej mi rzeczywistości… nie bardzo wiedziałam w czym rzecz… poza tym, że była to moc i przekonanie, że mogę wszystko…
Budziło się we mnie poczucie, że to, co dzieje się wokół mnie nie jest prawdziwe… (!?)
Oczywiście ten proces trwał kilka lat. Wszystko musi mieć podatny grunt, żyzną glebę, aby się narodzić i zaistnieć. Powoli siła wewnętrzna, której poddałam się bezwarunkowo rodziła się… i była, jak nieposkromiony wiatr; unosiła mnie i unosiła, i dodawała skrzydeł, aż do chwili, kiedy to, choć nie tak szybko, nagle ni stąd ni zowąd ktoś, a może coś zaczęło mi te skrzydła podcinać; ktoś przywiązał do mojej stopy cieniutką niteczkę i zaczął ściągać w dół, choć nie tak szybko…(!)
Weszłam w kolejną dramatyczną fazę, w kolejną scenę z mojego filmu pt. „moje życie”… i oniemiałam… kto ten scenariusz napisał… Cały dotychczasowy, niby, poukładany świat stanął przede mną do góry nogami… a tak naprawdę runął…
W tym, co się stało mogę zawrzeć niemalże wszystko, co spotyka większość ludzi na przestrzeni nie tylko jednego życia, ale i na przestrzeni wieków…
Ten wir nieoczekiwanych zdarzeń i sytuacji na początku nie pozwolił mi na podejmowanie racjonalnych i przemyślanych ruchów. Jednak po niedługim czasie umysł został zmuszony do działań, nie tyle racjonalnych, ale też szybkich, zdecydowanych, a co najważniejsze skutecznych. Wyostrzone zmysły dawały możliwość retrospekcji i… podejmowania kroków, które powoli wyzwalały mnie z zaistniałych okoliczności…
I cóż, nie znając wówczas jeszcze praw Wszechświata, a jedynie mając rozbudzoną intuicję, nauczyłam się panowania nad emocjami i myślami, bo do tego zadania nieodzowne było opanowanie wszystkich zmysłów i pobudzenie tych uśpionych, które ujawniają się po poradzeniu sobie i poznaniu siebie w tej wersji, w której właśnie się przejawiliśmy…
Przeszłam kolejny etap… za mną pozostały zgliszcza, absolutne nic… A to co pozostało, to jedynie zapis informacji o zdobytych doświadczeniach, nie tak łatwo jednak przetransformowanych, a przede mną już wyłaniały się nowe wyzwania…

Uświadomienie

      Ta droga nie ma ani początku ani końca. To jest życie i świadome przezeń kroczenie, albo uśpione, bezwolne, bez żadnego celu podążanie. A jak już poddajesz się temu nurtowi rzeki zwanym życiem świadomie, to trzeba być uważnym, aby nie spocząć na laurach i nie zachłysnąć się chwilową ekstazą. Drogi nie widać. Jak się uważnie rozejrzymy, to przed nami i wokół nas raczej zawsze mamy niezliczoną ilość drzwi, a do każdych z nich, to właśnie my dzierżymy klucz w naszych dłoniach…
Po tych wszystkich wydarzeniach stanęłam wreszcie przed wyborem… Całe mnóstwo drzwi… wybór wcale nie był łatwy, wszystko zależy od naszych doświadczeń i uwarunkowań, które to warunkują nasze decyzje… na ile z tego wszystkiego się oczyściliśmy i na ile jest to tylko zapis informacji, a nie jeszcze jej wpływ na nasze życie…
Podeszłam do tych najbardziej „milczących”, niepozornych i najmniej widocznych, delikatnych, jak mgiełka… bo potrzebowałam spokoju i wyciszenia…
Otworzyłam właśnie te drzwi, a tu zastałam ukojenie, ciszę, światło i błogość…
Często mówię o „wypuszczaniu tego świata z rąk”. Tak, to metafora, mentalne przeobrażenie, transformacja i wyzwolenie się spod jakichkolwiek wpływów zniewolonego umysłu… i tak się właśnie wówczas poczułam…

      Wciąż się uczę, badam i poznaję, bo tak jak już wspomniałam ta nauka nie ma końca. Jest równie nieograniczona, jak cały Wszechświat.. ale… mogę już dzielić się tym, co jest w moim zasięgu i wesprzeć innych w procesie przemiany wewnętrznej, jak i poszerzaniu swojej świadomości, a co za tym idzie, zdolności postrzegania rzeczy, jakimi są, a nie jakimi wydają nam się, że są… bo to jest właśnie istotą rzeczy…
Widzisz i wiesz w zależności od tego ile światła wpuścisz w siebie i ile wypływa z ciebie.
Nie ma lepszej nauki i jasności zrozumienia, niż ta wyniesiona z własnych doświadczeń. Odkrywa drzemiącą w nas siłę życiową i naszą prawdziwą naturę. Daje poczucie kim naprawdę jesteśmy i czym jest dla nas życie.

Monika Hebda

      Ta historia jest, jak każda inna. Nic w niej nie ma nadzwyczajnego. Jest po prostu prozaiczną historią ludzkości. Dogłębnym doświadczaniem życia, dotykającym i przeszywającym każdego z osobna do szpiku kości doznaniem.
Jednak, jeśli pozwolimy każdej z tej chwil, przyjemnej, czy mniej przyjemnej, w naszym pojęciu, zaistnieć nie sprzeciwiać się jej … dać się jej wyrazić, to szybko minie bezpowrotnie…
bo wszystko przemija, a my mamy odkryć to, co nieprzemijające…

Zanim przyszło uświadomienie.

      Budziłam się każdego ranka myśląc, że świat jest mi przychylny, że moje usposobienie wystarczy, aby żyć szczęśliwie i cieszyć się życiem. Miałam taki swój mały kodeks wewnętrzny i trzymałam się go, ale do czasu… bo świat zewnętrzny zaczął kusić i łamać przyświecające idee… i złamałam swój kodeks i Wszechświat przestał mi być przychylny, ale czy rzeczywiście mało przychylny?! Czy może dawał to, co chciałam… chciałam nie będąc świadoma oczywiście swoich myśli i ich mocy… więc dostawałam, to co dostawałam…
Nie słuchałam swojego głosu wewnętrznego, swojej intuicji, która zawsze była rozbudzona i zawsze właściwie doradzała, i zawsze była gotowa do pomocy, ale ja wybierałam inaczej. Czy dobrze, czy źle? Nie. To nie w tym rzecz. Akurat takie myślenie i taki podział dzieli świat… Chodzi o to, żeby zrozumieć, jak daleko oddalamy się od prawdy i jak daleko upadamy od samych siebie… Nie będę teraz wnikać, jakie były ku temu powody… Zawsze, ale to zawsze czynnikiem naprowadzającym i zwodniczym jest pragnienie…ale też pouczającym… a ja wybierałam, tak a nie inaczej, bo strach przed odrzuceniem był silniejszy…
Ten czas, choć równie znaczący i bolesny, nie był jeszcze kluczowym, jeśli w ogóle można tak to powiedzieć, bo dla mnie, patrząc już z innej perspektywy, każda chwila jest i ważna, i wyjątkowa, i szczególna, a dzieciństwo, które wywiera najsilniejszy wpływ na nasze dorosłe życie, prawie każdy miał traumatyczne, kiedy to wszystkie nasze talenty i zdolności sukcesywnie były tłumione, zwłaszcza te najsubtelniejsze i niezrozumiałe dla otoczenia…

      I po wielu, wielu latach przyszedł czas na podsumowanie, odrobienie lekcji i czas wielkich prób, poważnych chorób, porażek zawodowych i rodzinnych. I w ogóle zapaść we wszelkiego rodzaju relacjach… i nieoczekiwane spotkania, z wolna odsłaniającą się tajemnicą natury człowieka, jego wielowymiarowością i przenikaniem się światów widzialnych i niewidzialnych. Przyszedł moment zmierzenia się samej ze sobą…
W tym chaosie z jednej strony bolesnych zdarzeń , z drugiej zaś odkrywczych i fascynujących, pojawiło się nieznane mi dotąd odczucie i inne postrzeganie znanej mi rzeczywistości… nie bardzo wiedziałam w czym rzecz… poza tym, że była to moc i przekonanie, że mogę wszystko…
Budziło się we mnie poczucie, że to, co dzieje się wokół mnie nie jest prawdziwe… (!?)
Oczywiście ten proces trwał kilka lat. Wszystko musi mieć podatny grunt, żyzną glebę, aby się narodzić i zaistnieć. Powoli siła wewnętrzna, której poddałam się bezwarunkowo rodziła się… i była, jak nieposkromiony wiatr; unosiła mnie i unosiła, i dodawała skrzydeł, aż do chwili, kiedy to, choć nie tak szybko, nagle ni stąd ni zowąd ktoś, a może coś zaczęło mi te skrzydła podcinać; ktoś przywiązał do mojej stopy cieniutką niteczkę i zaczął ściągać w dół, choć nie tak szybko…(!)
Weszłam w kolejną dramatyczną fazę, w kolejną scenę z mojego filmu pt. „moje życie”… i oniemiałam… kto ten scenariusz napisał… Cały dotychczasowy, niby, poukładany świat stanął przede mną do góry nogami… a tak naprawdę runął…
W tym, co się stało mogę zawrzeć niemalże wszystko, co spotyka większość ludzi na przestrzeni nie tylko jednego życia, ale i na przestrzeni wieków…
Ten wir nieoczekiwanych zdarzeń i sytuacji na początku nie pozwolił mi na podejmowanie racjonalnych i przemyślanych ruchów. Jednak po niedługim czasie umysł został zmuszony do działań, nie tyle racjonalnych, ale też szybkich, zdecydowanych, a co najważniejsze skutecznych. Wyostrzone zmysły dawały możliwość retrospekcji i… podejmowania kroków, które powoli wyzwalały mnie z zaistniałych okoliczności…
I cóż, nie znając wówczas jeszcze praw Wszechświata, a jedynie mając rozbudzoną intuicję, nauczyłam się panowania nad emocjami i myślami, bo do tego zadania nieodzowne było opanowanie wszystkich zmysłów i pobudzenie tych uśpionych, które ujawniają się po poradzeniu sobie i poznaniu siebie w tej wersji, w której właśnie się przejawiliśmy…
Przeszłam kolejny etap… za mną pozostały zgliszcza, absolutne nic… A to co pozostało, to jedynie zapis informacji o zdobytych doświadczeniach, nie tak łatwo jednak przetransformowanych, a przede mną już wyłaniały się nowe wyzwania…

Uświadomienie

      Ta droga nie ma ani początku ani końca. To jest życie i świadome przezeń kroczenie, albo uśpione, bezwolne, bez żadnego celu podążanie. A jak już poddajesz się temu nurtowi rzeki zwanym życiem świadomie, to trzeba być uważnym, aby nie spocząć na laurach i nie zachłysnąć się chwilową ekstazą. Drogi nie widać. Jak się uważnie rozejrzymy, to przed nami i wokół nas raczej zawsze mamy niezliczoną ilość drzwi, a do każdych z nich, to właśnie my dzierżymy klucz w naszych dłoniach…
Po tych wszystkich wydarzeniach stanęłam wreszcie przed wyborem… Całe mnóstwo drzwi… wybór wcale nie był łatwy, wszystko zależy od naszych doświadczeń i uwarunkowań, które to warunkują nasze decyzje… na ile z tego wszystkiego się oczyściliśmy i na ile jest to tylko zapis informacji, a nie jeszcze jej wpływ na nasze życie…
Podeszłam do tych najbardziej „milczących”, niepozornych i najmniej widocznych, delikatnych, jak mgiełka… bo potrzebowałam spokoju i wyciszenia…
Otworzyłam właśnie te drzwi, a tu zastałam ukojenie, ciszę, światło i błogość…
Często mówię o „wypuszczaniu tego świata z rąk”. Tak, to metafora, mentalne przeobrażenie, transformacja i wyzwolenie się spod jakichkolwiek wpływów zniewolonego umysłu… i tak się właśnie wówczas poczułam…

      Wciąż się uczę, badam i poznaję, bo tak jak już wspomniałam ta nauka nie ma końca. Jest równie nieograniczona, jak cały Wszechświat.. ale… mogę już dzielić się tym, co jest w moim zasięgu i wesprzeć innych w procesie przemiany wewnętrznej, jak i poszerzaniu swojej świadomości, a co za tym idzie, zdolności postrzegania rzeczy, jakimi są, a nie jakimi wydają nam się, że są… bo to jest właśnie istotą rzeczy…
Widzisz i wiesz w zależności od tego ile światła wpuścisz w siebie i ile wypływa z ciebie.
Nie ma lepszej nauki i jasności zrozumienia, niż ta wyniesiona z własnych doświadczeń. Odkrywa drzemiącą w nas siłę życiową i naszą prawdziwą naturę. Daje poczucie kim naprawdę jesteśmy i czym jest dla nas życie.

Monika Hebda

O Autorze

    Jeśli świat zewnętrzny staje się dla nas już niezrozumiały, nielogiczny, nietrwały
pełen bólu i cierpienia, zaczynamy doszukiwać się sensu naszego istnienia.
Gdzie szukać, dokąd iść i wreszcie jak żyć by móc cieszyć się zdrowiem, szczęściem,
pogodą ducha w zgodzie ze sobą i w harmonii ze wszystkim co jest.
Okazuje się, że odpowiedź jest tak blisko, zawsze tam była, jest i będzie. To prawda w nas, o
nas samych.

    Po wieloletnich bolesnych doświadczeniach, które tak naprawdę okazały się bramą do samej siebie i punktem zwrotnym w moim życiu, rozpoczęłam niekończącą się opowieść o sobie, zrywając zasłony iluzji, jedną po drugiej, aż… odkryłam, że jest coś więcej, niż to, co zajmuje naszą uwagę na co dzień…

    Dzielę się z innymi odczuwaniem dogłębnego poznania siebie samego i odkrywania drzemiącej w nas siły życiowej. Pomagam doświadczyć czegoś, co jest czymś naturalnym w nas samych, poczuć kim naprawdę jesteśmy i czym jest dla nas życie.

    Daję wskazówki… do świata, który dotyka tej subtelnej części w nas, transcendentnej i niepojętej przez nasz intelekt… tej, która śpi sobie spokojnie i czeka, aby ją ponownie pobudzić do życia…

Monika Hebda

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.