Przewodnik

Maks kończył pracę, spoglądał nerwowo na zegarek, zastanawiając się przy tym, jak najszybciej dojechać na umówione spotkanie. Nie widział Roberta dobrych parę lat, znali się jeszcze ze studiów, ale tyle się już zmieniło…Właściwie telefon od niego był nie lada zaskoczeniem…Czy w ogóle miał ochotę na to spotkanie?!

Spakował w końcu swoje rzeczy do plecaka i udał się na parking do samochodu. Dość długo jechał przez zakorkowaną Warszawę, ale był na czas. Podjechał pod starą małą willę, stojącą pośród pięknego starodrzewia. Drzwi do domu stały szeroko otwarte…Przeszedł niewielką alejkę kwiatową i wszedł do środka…

Robert stał tuż za drzwiami, przywitał Maksa i zaprosił go do salonu. Okazało się jednak, że nie są sami…Wokół starego, niskiego, okrągłego drewnianego stołu na skórzanych fotelach siedziało już kilka osób, dwóch mężczyzn w średnim wieku i jedna dużo starsza kobieta, w okularach i wytwornym kapeluszu na głowie. Jak się okazało, to właśnie ona była inicjatorką spotkania, jak i główną prowadzącą. Gdy Maks z Robertem pojawili się, zapadła wymowna cisza. Po chwili kobieta uniosła się lekko z fotela…

– Zapraszam, proszę zająć wygodne miejsce – z uśmiechem powiedziała i jednoznacznym gestem ręki wskazała na wolne miejsca przy stole.
Wszyscy usiedli.
– Przepraszam, co to za spotkanie? – spytał zdezorientowany Maks. Miał się przecież spotkać tyko z Robertem.
– Proszę się nie niepokoić – usłyszał jeden męski głos – zaraz wszystkiego się pan dowie.
– Mam nadzieję – odrzekł Maks, spoglądając z niewielkim grymasem na Roberta.

Nagle poczuł chłód wokół siebie, aż przeszył go niezbyt przyjemny dreszcz. Poczuł czyjąś obecność, obecność czegoś niewidzialnego, przenikającego i z wyraźnie lodowatym oddechem.
Ale nie zdążył się temu przyjrzeć, bo został zaabsorbowany dalszym ciągiem rozmowy.

– Poprosiliśmy Roberta, żeby się z panem skontaktował, gdyż z naszych obserwacji wynika, że jest pan blisko z osobą, która ma niezwykłe predyspozycje i niezwykłe jeszcze nie ujawnione zdolności. Badamy nadprzyrodzone zjawiska, jednak nie zawsze jest możliwe bezpośrednio zaprosić do współpracy osoby uzdolnione w tej dziedzinie. A takich właśnie osób poszukujemy do naszych badań.
– Ma pani na myśli moją żonę? – dopytywał Maks.
– Tak, pana żona – potwierdziła kobieta – ale sprawa jest na tyle delikatna – kontynuowała – że poza panem nikt nie ma do niej dostępu i tylko pan może jej pomóc w uzyskaniu przez nią swoich mocy, zresztą pan również takowe posiada – stwierdziła.
– Co to oznacza i co miałbym zrobić? – zapytał.
– Po tym spotkaniu, poczuje pan, jakie ma pan możliwości, nadprzyrodzone zdolności…można rzec, że jest pan wybrańcem – uśmiechnęła się ironicznie. A to, co może pan zrobić, to przekonać żonę, aby zaczęła panować nad swoimi zdolnościami, ale przedtem musi pan zrobić wszystko, wszelkimi metodami, aby pozbyła się swojej egoistycznej natury – odpowiedziała kobieta w kapeluszu – a następnie przywiedzie ją pan tu do nas – zakończyła.
– Jakimi metodami? I poco miałbym ją tu sprowadzać? – spytał i jednocześnie się zadumał.
Pytania się mnożyły, te wypowiedziane i niewypowiedziane, ale rola wybrańca mimo całej tej zagadkowej sytuacji coraz bardziej przypadała mu do gustu.

Robert się tylko uśmiechał, jakby wiedział…jakby podążał za każdą jego myślą.
– Wskazówki będziesz otrzymywał na bieżąco, w zależności od sytuacji, tym się nie martw – odpowiedział Robert.
– Już późno, wracaj do domu, żeby żona nie nabrała podejrzeń, a ja będę z tobą w bezustannym kontakcie, samo się wszystko wyjaśni – skwitował rozbawiony.
– Tak, na mnie już pora – pożegnał się Maks. Wyszedł, wsiadł do auta i odjechał.

Maks jechał powoli, w głowie kołatały się myśli, ale mimo niejasności coraz bardziej przyzwyczajał się do swojej nowej roli. Jeszcze dobrze nie zaczął, a już zapragnął być strażnikiem „w słusznej sprawie”. W tej samej chwili, jak o tym pomyślał poczuł potworny ból w okolicach serca, zatrzymał samochód na poboczu. Oddechy nie pomagały…właściwie nie mógł już oddychać. Poczuł, jak coś niewidzialnego przeniknęło go dogłębnie. Po dłuższej chwili zaczął  już łapać oddech, coraz większy i większy. Uspokoił się…ból minął…Odetchnął, ale ten fakt w ogóle go nie zastanowił i nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Ruszył w drogę, jakby nigdy nic…

Dojechał do domu. Zajrzał do sypialni, Róża już spała, a on sam długo jej się przyglądał, nie wiedząc sam jeszcze do końca, czemu to wszystko ma służyć. Ale był niezwykle podekscytowany. Gdyby chodziło o inne sprawy zapewne by ją obudził i podzieliłby się wrażeniami ze spotkania. Ale nie tym razem…

Rano w skrzynce już miał maila od Roberta z pierwszymi wskazówkami. I znów nie odczuł nic niepokojącego, wręcz widział w tej grze świetną zabawę.

„Na początek staraj się jak najwięcej słuchać bardzo głośnej muzyki” – czytał z uwagą maila – „o każdej porze dnia, a nawet nocy. W przerwach pomiędzy słuchaniem głośnej muzyki, zacznij medytować przy spokojnej muzyce, w słuchawkach. Twoja żona będzie totalnie zdezorientowana, co tak naprawdę się dzieje… i o to właśnie chodzi – dodał uśmieszek. Rób tak, dopóki nie przekażę ci kolejnych informacji”.

Róża właśnie się obudziła, pospiesznie zamknął komputer i zaczął przygotowywać kawę. Już podczas picia kawy włączył głośno muzykę. Zwykle pili poranna kawę w ciszy i spokoju, no ale tym razem… zwyczaje zaczęły się zmieniać…
Dni mijały, Róża chodziła coraz bardziej rozdrażniona. Rozmowy i jej prośby nic nie dawały. Ze strony Maksa coraz bardziej wiało przenikliwym chłodem.
Pewnego dnia otrzymał kolejnego maila. Tym razem Robert napisał właściwie tylko jedno zdanie „codziennie o drugiej, trzeciej w nocy zaproponuj jej wspólną medytację, muzyka, słuchawki na uszy i tak ze trzy godziny, dla uspokojenia jej nerwów ;)”.
Tak też uczynił. Budził ją codziennie o tej samej porze. Dzień w dzień, noc w noc, toczyła się gra, gra, w której nie ma zwycięzców i nie ma przegranych. Ale na ten moment oboje raczej nie zdawali sobie sprawy w co grają i dokąd tak naprawdę podążają…
Róża tymczasem, gdy zorientowała się, że nic nie jest w stanie zrobić z tym, co się dzieje, zaprzestała wszelkich rozmów i prób wyjaśnienia tych niecodziennych zdarzeń. Ten obłęd panujący na zewnątrz i wokół niej, ten panujący hałas i chaos sprawił, że zamiast ulec presji, jak od niej oczekiwano, intuicyjnie zaczęła doszukiwać się sensu tej sytuacji, ale wewnętrznie…Całą uwagę, moc i siłę skierowała do siebie wewnętrznie, tam postanowiła szukać odpowiedzi.
Gdy po raz kolejny została obudzona w nocy, bez oporu włożyła słuchawki na uszy, usiadła i wsłuchiwała się, ale w siebie… Po niedługim czasie odczuła coś, czego jeszcze sama nie rozumiała.
Słuchała muzyki, ale jej nie słyszała…poczuła niewyobrażalny spokój i ciszę, ale w tej ciszy wszystko się działo…poczuła czyjąś obecność…
– kim jesteś? – zapytała.
– jestem tobą – usłyszała odpowiedź.

Wszystko przeminęło, jak z wiatrem, ale to był dopiero początek jej wewnętrznej, ale już świadomej drogi…

Monika Hebda