Sześć Stron Świata – Samopoznanie

       Bogactwo, które każdy z nas nosi w sobie ma wiele nazw i znaczeń. A ta różnorodność w jakiś, można rzec, cudowny sposób sprowadza się do jednego Słowa, którego to znaczenie, zanim będzie wypowiedziane winno być odkryte, w pełni odczuwane i głęboko zrozumiane. Każde inne dziś wypowiedziane nie znajdzie oddźwięku, bo po prostu przez każdego jest inaczej odczytywane. Co jest oczywiście w porządku, bo na tym ta rzecz polega, żeby każdy sam doszedł do tego, dokąd w istocie zmierza.

Nie jest to rzecz łatwa, ale prosta w swoim zamyśle. Niestety tak już się to życie pokomplikowało, że doskonałej prostoty za nic nie można uchwycić. Tak przynajmniej by się wydawało. Bo „Zamysł”, tak dziś u mnie będzie brzmieć to Słowo, nie miał chyba w zamyśle, sprawiać wszystkim aż tyle kłopotu, żeby nie móc odgadnąć, czym należy się kierować w życiu, żeby owo Życie niosło nas do spokojnych wód oceanu.

            Jeszcze do nie tak dawna mniemałam, że praca nad sobą polega na doszukiwaniu się swoich słabości, błędów…etc. „Przerabianie” jakiś tematów…że to nie kończąca się, dość mecząca przygoda… Jednego życia by mi nie wystarczyło, żeby sprostać temu zadaniu, w tym pozbyciu się traum i wielu, wielu innych problemów. Radząc sobie z jedną rzeczą odczuwałam ulgę, a tu zaraz pojawiała się kolejna sprawa… Jednak najbardziej nieprzyjemnym doznaniem było wpadanie w pułapkę…widząc,  jaka to ja jestem okrutna, albo jaka jestem nieszczęśliwa i… tonęłam w wirze rwącej rzeki i chwytałam wystające konary drzew… i co się okazywało (?), że w rzeczywistości oba stany są jednym i tym samym, i mają taką samą przyczynę i takie samo podłoże. Użalające się ego i to samo ego zadające ból sobie i innym… A cierpienie (?), jak było, tak było i wcale nie znikało…

I w pewnym sensie warto dostrzec te rzeczy w sobie, ale zupełnie z innej perspektywy. Spojrzeć też na całość swojego istnienia zupełnie innymi „oczyma” – wewnętrznym przenikliwym wzrokiem.  Nie przeczę, że takie podejście nie niesie za sobą bolesnych przeżyć. Niestety zrzucanie z siebie tak wielkiego ciężaru nie jest pozbawione bólu, ale jego zrozumienie i wzniesienie się ponad osobiste dążenia, osądy i egotyczne rozumowanie na zawsze może oddalić od nas owo cierpienie.

            Pierwszy krok, jaki warto zrobić, żeby zrozumieć siebie, to zaakceptować, czy też pogodzić się z tym co było i jest, bo tego nie da się już zmienić, ale… można odwrócić bieg zdarzeń i poprzez przemianę wewnętrzną odkryć, że ja tym wszystkim nie jestem i nie chcę już być. Pogodzenie się pozwala dostrzec przyczynę, dzięki której można wznieść się ponad te czarne chmury.

Jeśli całe moje dotychczasowe życie pozornie się układało, albo wręcz potęgowało porażkę za porażką, to co w istocie mogło być tego powodem?

 A tu można posłużyć się myślą i jej malowniczym obrazem. Czy rzeczy, sprawy, zdarzenia, ludzie, o których myślę nie wyglądają tak, ponieważ ja tak o nich myślałam i myślę?!

Owszem zostałam skrzywdzona, wielokrotnie, boleśnie, ale czy to nie ja przyciągnęłam tych ludzi i te zdarzenia?! Czym się kierowałam? Strachem? Chęcią przetrwania? Wygodą? Samotnością? Poszukiwaniem miłości? Czy też jakąś inną emocją?

Moja postawa wobec siebie i innych wiele może nam wyjaśnić…

Może warto spojrzeć na siebie bez poczucia winy, bez względu na okoliczności, z pokorą i wyrozumiałością, życzliwością, bez wytykania sobie błędów, a ze stwierdzeniem, że to wszystko po prostu jest jakie jest. To jest zdrada, to jest nienawiść, to jest smutek, to jest strach… bez oceniania siebie i innych, to jest jakie jest. A wydarza się, bo ma się wydarzyć, bo była tego przyczyna i jest i skutek…

Ale też pamiętajmy, że jest w nas takie miejsce, gdzie jesteśmy w pełni zaakceptowani, ze swoimi błędami, nawykami i uwarunkowaniami, ze wszystkim co jest w nas, a nie jest nami. I jeśli to odkryjemy w sobie, a tak naprawdę odczujemy, to poznamy rzeczywistość rzeczy… I nie dostrzeżmy już ani w sobie ani w drugim człowieku jego wad, a jedynie jego prawdziwą istotę. Wówczas nie pozostaje nic innego, jak jedynie wybór. Kim chce być i czym chcę się kierować w życiu… i z tym nurtem płynąć dalej, przed siebie.

            Świat jest tak urządzony, że nieustannie nas uczy, rozwija i uzdrawia. Uzdrawia nas głównie przez nasze relacje. Zaglądając w głąb siebie najpierw napotykamy jakieś bariery, blokady, wewnętrzne konflikty. Ludzie, których spotykamy zwykle pokazują nam co jest w nas, a nie w nich. I jak zaczniesz słuchać, usłyszysz. Nie zdradzaj siebie. Pogódź się ze sobą. Zadbaj o siebie. Żal do innych, to żal do samego siebie. Oddaj się Życiu i odpuść, a ujrzysz krainę mlekiem i miodem płynącą.

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy kryształem, rozświetlonym w sześciu kierunkach świata.

Na górze, to jedność z Universum, na dole z tym co jest obecnie w naszym życiu i ci, którym przekazujemy wiedzę i doświadczenie. Z każdej strony, lewej i prawej, z przodu i z tyłu są sytuacje i ludzie, których spotkaliśmy w przeszłości i spotykamy dziś. W rzeczywistości wszyscy byli naszymi nauczycielami, a my ich.  A pogodzenie się ze wszystkim w teraz, w głębi naszego serca, daje nam niezwykłą mądrość zrozumienia sensu naszego istnienia.

Uzdrawiając relacje szlifujemy ten diament, którym w istocie jesteśmy. Warunki, w których przyszło nam szlifować diament nie są łatwe, ale wyboru  dokonaliśmy i dokonujemy my sami…

 

A teraz przyszedł czas, aby wznieść się do miejsca, od którego wszystko się zaczęło…do miejsca głęboko ukrytego w nas samych…ale tylko rozumne serce poszukujące wiedzy może tam wejść…

cdn.

Monika