Odkryj siebie.
O przenikaniu się światów.

Rzeczywiste Ja

O wyrażaniu i odczuwaniu Siebie.
O Obecności i widzeniu pozazmysłowym.
Warsztat pogłębiający praktyczną wiedzę o Najwyższej Inteligencji i Jej Obecności w naszym Życiu.
Najbardziej fascynującym wydarzeniem było utworzenie Mapy do Wspaniałości, dzięki której mogliśmy poznać język kosmicznego Ducha, swobodnie poruszać się w przestrzeni Energo informacyjnej i wibracyjnej, jak też rozpoznawać i odczytywać informację w postaci obrazów, wzorów i symboli z własnej przestrzeni.

Dziękuję Joannie, Pani Profesor, która była na ostatnich moich warsztatach.
Jej opis trochę poetycki, trochę filozoficzny, ale niezwykle oddający głębie i procesy, które mają miejsce w trakcie i po warsztatach.

Warsztaty u Moniki. „Mapa do Wspaniałości”, która powinna do mnie przemówić. Przychodzi mi znak graficzny pt. kropka. Ale jest to Szymborskiej „kropka kopytka”, jestem, uwielbiam, wzrusza mnie to. Tylko nie umiem malować ani kropki ani kopytka. Wychodzą mi dziwne kreski, wiem, że to nie to. Wiem, że za płytko zeszłam. Czekam cierpliwie, długo. Pojawia się w mej głowie znak, symbol, litera w kształcie „v”. Nanosi go na obraz tam, gdzie mi się podpowie. Czy to litera, czy górka odwrócona, czy też jeszcze coś, co po francusku oznacza skrót od „czasownik” (verbe)? No tak, interpretuję, zamiast czuć. Ale się tego dopiero uczę.

Potem – channeling z każdą istotą biorącą udział w spotkaniu. Zadajemy pytania. Pierwsze jest moje. Drugie już nie, jakbym nie miała dostępu do własnego myślenia. Kończę pytanie jakby ktoś mi dyktował ciąg dalszy. Ale mam odpowiedź: mam być ptakiem, cokolwiek to znaczy i jakkolwiek to rozumiem.
Pięknie. Zwierzęta mocy odkryłam kilka lat temu. Moje zwierzątko niezbyt się chciało mi ujawnić. Lotne, ale nie ptak. Dobrze więc, myślę, „v’ też wygląda jak ptak. Tak np. odhaczam dobre odpowiedzi u mych uczniów. Jestem skonfundowana, w rozterce pełnej.
Czyli robię mapę myśli z motywem centralnym pt. „ptak” – wolność, śpiew, widzenie z oddali, widzenie skoncentrowane. Nic do mnie nie przemawia.
Dwa dni później zdaję sobie sprawę, że wokół mnie są gołębie. Kiedyś było to jedno z moich zwierząt towarzyszących, które przyszło mi coś powiedzieć. Przyszło w formie smug widzianych skrajem oka. Ale było bardzo rzeczywiste i uparte. Gołąb. Teraz się nie mitygowało, było wszędzie, na rynnie nad moim balkonem, skąd skapnęło dwukrotnie to i owo, na ogrodzeniu u sąsiadki, która kochała zwierzęta, na dachu naprzeciwko. Symbol pokoju. Ale nie wiem, co z tym zrobić, nie składa mi się nic.
Poniedziałek. Jadę do szkoły na francuski i olśniewa mnie, że Francuzi mają dwa pojęcia na gołębia: „pigeon” i „colombe” Sprawdzam etymologię, czyli pochodzenie słowa, i znajduję, że „colombe” oznacza też „esprit de Dieu”, czyli „ducha Boga”.
W sobotę dzwoni moja francuska koleżanka, która mi mówi, że na pewno spodoba mi się „le langage des oiseaux”, czyli tłumacząc literalnie „język ptaków”. Dębieję, bo o języku ptaków nie wiem nic, ale wiem też, że mojej istocie na ptakach zależy. Wcześniej rozmawiamy o moim nowym problemie pt. niezrozumiany przeze mnie termin „pomoc”. Całe moje życie robiłam z tego pojęcia pakunek. Już nie daję rady go nieść. Na ratunek przychodzą słowa: po-moc. Malutki myślnik zmienia wszystko: wysyła po moc. Po-może, bo każdy może. Sam ma moc.
Język ptaków. Trochę jak „Ptasie radio” Tuwima, myślę sobie. Wrzucam pojęcie w youtube. A tam – ukryty język znaków, znaczeń, symboli, dźwięków, gier słownych, podobieństw. Czyli coś, w co się bawię całe dorosłe życie. Ale bawię się, nie zastanawiam się, co to znaczy. W trzech językach. Przestawiam, cuduję, znajduję nowe znaczenia. Na przykład: Now, I know, I won. Ne nie ni n’ignore. T-shirt na czarną kocinę. I inne, czasem złożone z kilku języków.
Na pewno nie o samą zabawę tu chodzi. Pędzę do biblioteki szkolnej po słownik etymologiczny. Žana mi mówi, że słowniki tylko na miejscu. A jednak wypożycza mi ten słownik do końca majowego weekendu. Rozmawiam z Moniką o szkole. Monika mówi, że chodzi o czas kreatywności, odkrywania talentów, uzdolnień. Ja w słowniku – odkrywam wyraz „szkoła”: „Wyraz grec. scholé znaczył ‘odpoczynek, czas wolny’, później ‘zabawianie się dysputą w czasie wolnym od pracy’ […]”.
Czyli wracam do początków, źródeł słów. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Na razie jest ekscytująco. Na plakacie z 1992 roku z wizerunkiem Gombrowicza, który wisi u mnie w sypialni, znajduję kilka „v”.

Udostępnij

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.